Raportuj komentarz

Jak tu się nie zgodzić z felietonem Pana Hołowni...
Nasz roczny syn ok 2 miesięcy temu przeszedł operację w szpitalu w Rzeszowie. Dostaliśmy skierowanie na zdjęcie szwów do Krosna. Tu przy wizycie Panu doktorowi tak trzęsły się ręce, że bałam się czy syn za chwile nie będzie miał innych ran. Po 2 tygodniach blizna zaczęła ropieć. Okazało się, że część szwów nie została wyjęta. I tu zaczęła się nasza "przygoda" z SOR - przyjechaliśmy z prośba o pomoc, dziecko cierpiało, rana ropiała, a Pan doktor (chirurg),wyraźnie niezadowolony, że się mu zawraca głowę, stwierdził, że nie będzie naprawiał błędów innych lekarzy!!! Mimo próśb, wyrzucił nas z gabinetu. A kiedy mąż poprosił by w kartę informacyjną wpisał, że odmawia udzielenia pomocy, wpadł w szał i zaczął nas straszyć, że jeśli nie wyjdziemy wezwie policję... I pomyśleć, że przysięgał... po pierwsze nie szkodzić...
Dziecku udzielono pomocy w Rzeszowie - lekarze łapali się tam za głowy słysząc te historię...