Raportuj komentarz

Po audycie w PKP Cargo doniesienie na związkowca zostało wysłane do prokuratury. To zemsta — ripostuje pracownik.
Jakub Karnowski, obejmując fotel prezesa grupy PKP, zapowiedział walkę z patologiami. Efekt? Liczne kontrole i lawina zawiadomień do prokuratury. Taryfy ulgowej nie mają nawet związkowcy, którzy zawsze cieszyli się dużymi wpływami w kolejowej grupie. Przekonał się o tym Józef Wilk, szef NSZZ Solidarność w południowym zakładzie PKP Cargo. Z ustaleń „PB” wynika, że zarząd chce zwolnić go dyscyplinarnie z pracy.

— Zgodnie z prawem wystąpiliśmy do związków zawodowych z wnioskiem o wyrażenie zgody na rozwiązanie umowy o pracę — mówi Mariusz Przybylski, rzecznik PKP Cargo. Dyscyplinarka to jednak nie wszystko. Z ustaleń „PB” wynika, że zarząd PKP Cargo o działalności związkowca powiadomił wczoraj Prokuraturę Rejonową w Nowym Sączu. To efekt wyników wstępnego audytu wewnętrznego prowadzonego w PKP Cargo.

— Audyt wskazał już pewne nieprawidłowości, ale kontrola nadal trwa. Badamy, w jaki sposób prowadzono nadzór, organizację pracy, sprawdzamy zgodność działania z procedurami wewnętrznymi i przepisami prawa — informuje Mariusz Przybylski.

Co nie spodobało się kontrolerom? Z ustaleń „PB” wynika, że związkowiec zatrudniony na stanowisku starszego maszynisty zarabia średnio 33 tys. zł miesięcznie. Tak wysoka pensja jest możliwa dzięki premiom, jakie otrzymywał za pracę w niedzielę i święta na najlepiej płatnych trasach (zapewnia to Zakładowy Układ Zbiorowy Pracy).

Jednak kolejowi audytorzy podejrzewają, że Józef Wilk faktycznie nie pojawiał się w pociągu, a godziny świadczenia przez niego pracy widniejące w systemie finansowo-księgowym są fikcyjne. Na większości kart pracy związkowca ma bowiem brakować dowodów (podpisy, pieczęcie dyspozytorów/dyżurnych ruchu) potwierdzających wiarygodność wprowadzonych zapisów.

Audytorzy stwierdzili, że w niektórych przypadkach mogło dochodzić nawet do dopisywania danych Józefa Wilka jako pomocnika maszynisty do kart pracy maszynistów poprzez zamazywanie i przerabianie zapisów. To jednak nie koniec wątpliwości. Zgodnie z wewnętrznymi dokumentami PKP Cargo, ze względów bezpieczeństwa na części tras (pochylenie na odcinku 1000 m jest większe niż 15 promili), które miał obsługiwać Józef Wilk, pracę powinno wykonywać dwóch maszynistów.

Liczne nieprawidłowości

W ostatnich miesiącach wyniki zleconych przez szefa PKP kontroli kilka razy wstrząsnęły grupą. Kolejowi audytorzy wykryli wiele nieprawidłowości, m.in. przy organizowanym przez PKP Intercity przetargu na czyszczenie wagonów. W efekcie stanowisko stracił wiceprezes spółki, a sprawę bada prokuratura. Nieprawidłowości wykrył też audyt przeprowadzony w Polskich Kolejach Linowych (PKL). Okazało się, że umowy na dzierżawę atrakcyjnych turystycznie miejsc zawierano z członkami rodzin pracowników spółki.

Audytorzy mieli też wątpliwości do programu modernizacji dworców kolejowych. Osoby, które zajmowały się tymi projektami, nie posiadały odpowiednich konsekwencji. Grupa PKP przepłacała za niektóre inwestycje — w najbardziej jaskrawym wypadku aż pięćdziesięciokrotnie. Tak mogło być w przypadku wdrożenia systemów niezbędnych do otrzymania certyfikatu ISO oraz przygotowania planu ciągłości działania. Audytorzy stwierdzili, że zamiast zapłacić 550 tys. zł, wydano na ten cel w sumie 27 mln zł.

— Jeśli więc związkowca faktycznie nie było wówczas w lokomotywie, jak deklarował w dokumentach, trasy obsługiwane były tylko przez jedną osobę. W takiej sytuacji mogło dojść do naruszenia zasad bezpieczeństwa — mówi osoba znająca wstępne wyniki audytu. Zarząd PKP Cargo chce, aby prokuratorzy zbadali, czy brak należytej obsady drużyny lokomotywy spowodowanydomniemaną nieobecnością Józefa Wilka w pracy spowodował sprowadzenie bezpośredniego niebezpieczeństwa katastrofy w ruchu lądowym.

— To zemsta zarządu PKP Cargo za twarde żądania stawiane przez związek w negocjacjach dotyczących gwarancji pracowniczych. W ten sposób chce się nas zastraszyć — mówi Józef Wilk. Podkreśla, że zarzuty są absurdalne.

— Nikt mi nic takiego nie udowodni, bo do takich działań nigdy nie doszło. Mam 2,9 tys. zł pensji zasadniczej, a reszta wynika z układu zbiorowego zaakceptowanego przez zarząd spółki — zaznacza związkowiec.

Audyt w południowym zakładzie PKP Cargo został wszczęty na podstawie anonimowego pisma, jakie pod koniec czerwca trafiło na biurko prezesa towarowej spółki. Wynikało z niego, że zakładem faktycznie kieruje Józef Wilk, a nie wyznaczony dyrektor (został niedawno odsunięty).

Puls Biznesu Ten artykuł ukazał się 2013-07-17 w nr 135/2013 na stronie 7