Nigdy nie zastanawiałem się nad tym jak głęboki i złożony może być świat artysty.

Malarstwo nie jest mi obce i sam również eksperymentowałem z kolorami. Uczyłem się rysunku odręcznego u męża mojej siostry Piotra Wirkijowskiego - podobnie jak w przypadku Zbyszka - malarza i architekta. Z tej perspektywy książka Renaty Święcińskiej wywarła na mnie wrażenie… piorunujące.
Mój świat zamyka się bowiem w sztywnych regułach i realizmie sztuki, ale… budowlanej. Tyle że nie tej wychodzącej z komputera i drukarki, ale zaginionej, prezentowanej przez moich ukochanych Twórców. Mam takich, ale są całkiem dosłownie z innej epoki - Matejko, Gloger, Wyspiański, Szyller, Orda… Canaletto. Dlaczego? Bo dokumentowali architekturę pozostawioną po złotych wiekach I Rzeczypospolitej, a to jest świat, w którym zatopiłem się po same uszy. Za którym tęsknię jako architekt i Polak.

Z dużą przyjemnością przeglądam prace malarskie mojej Siostrzenicy - Córki architektów Doroty (mojej siostry) i Piotra - tworzącej w Stanach Zjednoczonych. Bardzo się cieszę, że przesyła mi linki do swoich prezentacji, bo to kolejny intymny świat barw i kształtów, z zauważalnym "skażeniem architektonicznym". Twórczość Marty przekonała mnie, że fasada małego sklepu może być interesująca. Jednak jest to nadal świat rzeczywisty, choć opisany duszą artysty.
Pamiętam jeszcze jeden artystyczny zakątek - mały światek zaułka malarzy przy Bramie Floriańskiej w Krakowie sprzed 30 lat. Lubiłem tam zaglądać… z zazdrością obserwowałem często pacykarskie "obrazy pod publiczkę" - takie, które łatwo się sprzedadzą. Mój świat jest jakby monochromatyczny, a tam były kolory, często jaskrawe i krzyczące.
Mój Boże jak bardzo brakuje mi umiejętności operowania kolorem!
Moje grafiki wszak są rysowane niebieskim piórkiem i co najwyżej, przerabiane komputerowo na kolor sepii, którą najbardziej sobie upodobałem. Mam więc jednak jakieś wyrobione zdanie o malarstwie i teraz gdy w moje ręce wpadła książka Renaty, mogę powiedzieć, że jestem oszołomiony, nie tyle samymi obrazami, ale tym, że jest to relacja z życia z malarzem.
A ja… w środku pracy z rysunkiem, słyszę urocze słowa: "przynieś ziemniaki na obiad i obierz". Mam naturę żołnierza, więc wykonuję rozkaz bez pretensji i sprzeciwu. Familia primum! Ta przyziemność wcale mi nie przeszkadza, więc tym bardziej podziwiam Renatę, że przez tyle lat akceptowała "nieobecność" Zbyszka w domu. Moja Żona często mi powtarza, że choć jestem w pokoju, to tak jakby mnie nie było. Dla mnie architektura to całe życie - od świtu do wieczora, a Rodzina? Mikołaj będzie architektem i konstruktorem, Maciej inżynierem budownictwa, a najmłodsza - ośmioletnia - Kinga uwielbia rysować i malować. Przez te parę lat zapełniają się coraz nowe papierowe teczki z jej pracami.

Trudno dziś porównać malarstwo Piotra z twórczością Zbyszka - choć dawno temu "było im po drodze". Łatwiej Marty, malarki wykształconej w nowojorskiej akademii sztuki. Jednak najciekawszą refleksją z poznania - pełniejszego niż do tej pory - świata twórczości Zbyszka, jest to, że znalazłem paralele w grafikach, jak na jej wiek bardzo dojrzałych, u Kingi. Ona nie studiowała malarstwa i sztuk pięknych. To twórczość naturalna wypływająca z duszy artysty… nawet tak małego! Prawdziwa i nieszablonowa - pomijając formy zapożyczone z kreskówek! Tak też odbieram prace Zbyszka - są prawdziwe!
Architektura dla mnie to nie tylko obraz obiektu i zasady jego funkcjonowania przedstawione graficznie - to żywy, zdrowy organizm rządzący się prawami nauki empirycznej, podporządkowany prawom natury, a nie bezdusznych przepisów. Sam siebie nie nazwałbym twórcą, ale rzemieślnikiem sztywno trzymającym się reguł nakreślonych nie na Wydziale architektury 30 lat temu, ale dwa tysiące lat wstecz przez Witruwiusza. Trzymam się zasad, jakie rządziły światem architektury i sztuki graficznej aż do XX wieku i z tym większym podziwem patrzę na wyzwolone z matni reguł malarstwo Zbyszka i Renaty!
Dlaczego Renaty? Przecież to nie są Jej obrazy.
Są światy otwarte i zamknięte - mam wrażenie, że nie byłoby "Karnawału", "Szarości", "Masek" i "Lazurów", gdyby nie miłość Renaty! Mój świat sztuki jest zamknięty i zepchnięty na drugi plan. Zbyszek otrzymał "zieloną kartę i wizę" do życia w świecie Renaty, a Ona znalazła dla niego miejsce w swoim życiu. Dlatego z tym większą ciekawością chciałbym spokojnie przeczytać jak można spełniać marzenia i sny, a jednocześnie być dobrym mężem i ojcem. Tym bardziej będę się starał poznać spojrzenie "drugiej połówki pomarańczy" na abstrakcyjną i oderwaną od szarej rzeczywistości "krainę cudnych manowców" malarstwa Zbyszka.
Ta książka to nie autoportret Artysty, ale Współautora sukcesu i Jego spełnienia. Ciekawe co myśli i co czuje "osoba towarzysząca" sztuce i uczestnicząca w wielkiej Przygodzie?