Logo
Wydrukuj tę stronę

Jarek Jakimowicz: Nie potrafię żyć bez miłości!

Spotykamy się w jednej z warszawskich restauracji Almi Decor. Jarek wpada z kilkuminutowym opóźnieniem, zamawia latte i rozpoczyna rozmowę o aktorstwie, show-biznesie i swojej nowej, wielkiej miłości.

REKLAMA



Ukończyłeś technikum mechaniczne. Kiedy poczułeś więc i zrozumiałeś, że Twoją pasją i zawodem jest aktorstwo?
- Tak naprawdę do dziś nie poczułem, że aktorstwo to moje powołanie, moja droga życiowa. Spadło ono na mnie jak grom z jasnego nieba. Nigdy nie byłem dzieckiem, które pchało się do występów w szkolnych akademiach. Nie należałem również do kółek teatralnych, jak większość moich kolegów-aktorów. To był niesamowity przepadek, że swoje życie związałem z aktorstwem, ponieważ z natury jestem osobą wstydliwą i nieśmiałą. Wszystko, co dzisiaj pokazuję, to efekt tego, czego uczyłem się przez całe życie pracując w show-biznesie. Człowiek uczy się w nim pewności siebie, pewnej bezczelności.

Ale w międzyczasie robiłeś też mnóstwo innych rzeczy, prawda?
- Oczywiście. Często wyjeżdżałem z Polski, rezygnowałem z seriali, w których grałem. I ciekawe jest to, że ludzie nie widząc mnie w telewizji mają twardy orzech do zgryzienia i zastanawiają się, co ja w ogóle robię, z czego żyję, itp. Ludzie nie zdają sobie sprawy z tego, że moje życie to nie tylko ekran, bycie non stop na wizji. Jest dużo różnych innych, fajnych rzeczy, które sprawiają mi frajdę, w których się realizuję i spełniam.

Ogromną popularność przyniósł Ci film Młode Wilki i rola Cichego...

- Kręcąc ten film, tak naprawdę nie wiedzieliśmy do końca, jak zostanie on przyjęty przez widzów. Kręciliśmy coś. Nie wiedzieliśmy do końca, co. Dopiero później okazało się, że nasz film będzie filmem kultowym i zapisze się w historii polskiego kina. Do dzisiaj powtarzają w telewizji Młode Wilki kilka razy w roku. Kolejne pokolenia mogą zobaczyć nasze dzieło, z czego bardzo się cieszę. Popularność, która spadła wtedy na nas niespodziewanie, była niesamowita. Walnęła w nas wszystkich również dlatego, że w tamtych czasach panowała totalna pustka, jeżeli chodzi o polskich idoli. Pogodynki, kucharze, sportowcy nie byli jeszcze gwiazdami (śmiech). Młodzież wzorowała się na zagranicznych aktorach, chociażby z serialu Beverly Hills 90210. I nagle na polskim rynku pojawił się pierwszy młodzieżowy film, który spowodował, że wszyscy zaczęli utożsamiać się z nami. Panował powszechny zachwyt. Jeździliśmy na spotkania z publicznością do zakładów pracy. Pełen PRL. Wszyscy nas kochali, uwielbiali (śmiech).

Czy ta popularność nie poprzewracała Wam wtedy w głowach?

- Nie było takiej możliwości, żeby popularność nie przewróciła nam w głowie. Ona zawsze przewraca. Raz bardziej, raz mniej. Dałem sobie jednak radę z tym zainteresowaniem wokół mojej osoby. Mogą to potwierdzić ludzie, którzy znali mnie jeszcze przed Młodymi Wilkami. Kiedyś kolega (nad ranem, po imprezie) powiedział mi: Jarek, najfajniejsze jest w tobie to, że nie zmieniłeś się ani trochę przez te wszystkie lata, że jesteś dokładnie taki sam, jak 10 lat temu. To był dla mnie najpiękniejszy komplement w życiu. Dowód na to, że popularność nie wywróciła mojego życia do góry nogami. Nie stałem się zadufanym w sobie, egoistycznym, aroganckim, nieznośnym aktorem. Pozostałem sobą!

W jednym z wywiadów powiedziałeś, że zapomniano o Tobie, a przecież cały czas występujesz w serialach, filmach?

- Proszę uwierzyć, że jeżeli chodzi o ludzi, publiczność, to nie wiem, czy jest w Polsce druga taka osoba, która lata temu zrobiła woltę jednym filmem i do dzisiaj tyle pokoleń identyfikuje ją z tą postacią. Nie mówię tutaj o czasach Czterech pancernych czy Janosika, ale o dzisiejszych, gdzie każdy film jest taki sam, o podobnej fabule, wszystko zlewa się w jedno, ludziom mylą się tytuły, itd. Jeżeli więc chodzi o publiczność - nie zapomniała o mnie. Bardziej zapomnieli ludzie, którzy zajmują się produkcją, castingami. Najczęściej spotykam się ze stwierdzeniami typu: - A jak to, to Pan jest w kraju? Na skutek bowiem licznych artykułów w prasie o tym, że mieszkałem w Hiszpanii, w Niemczech, że moja żona wyjechała, itp. reżyserzy myślą, że mnie nie ma w Polsce. Bardzo często producenci filmów mówią także, że ciężko mnie znaleźć, bo nikt mnie nie reprezentuje. Nie mam swoich managerów. Poza tym w naszym świecie filmu istnieje coś takiego problem wybaczenia. Wybaczenia tego, że jednym filmem mogło osiągnąć się taki sukces. Wciąż muszę się z tego tłumaczyć.

Quentin Tarantino mawia, że traktuje swoją pracę śmiertelnie poważnie. Jak zawał. Czy Jarek Jakimowicz również choruje na perfekcjonizm, czy raczej stara się trzymać zdrowy dystans do swojej pracy?
- Wszystko, co robię w życiu, staram się wykonywać najlepiej jak potrafię. Wiadomo - czasami się nie uda, ale generalnie staram się robić wszystko idealnie.

Michał Koterski powiedział kiedyś w wywiadzie, że show-biznes ograbia z marzeń, ideałów, wiary w dobroć. To świat, gdzie trzeba cały czas kalkulować. Przyjaźnie nie są tak ważne, jak pieniądze czy sukces. Podpiszesz się pod tymi słowami?
- To bardzo radykalne słowa. Michał to specyficzna postać. Cieszę się, że takie postacie są. Bardzo go lubię. To bardzo szczery facet. Po przejściach. Pewnie jeszcze przed niejednymi - jak każdy z nas. Ma dużo racji w tym, co mówi. Show-biznes potrafi ograbiać z marzeń, nadziei. Po Młodych Wilkach, kiedy wiedzieliśmy, że jesteśmy numerem 1, czy w normalnym, cywilizowanym świecie, jak np. w Hollywood, tych filmów (odcinków) o Młodych Wilkach byłoby piętnaście czy tylko dwa? Z pewnością piętnaście! Ten trzynasty, czternasty byłby już kichą, ale ludzie by go oglądali. Przynosiłyby zyski, my mielibyśmy za co żyć. U nas film skończył się po dwóch częściach.

Dlaczego?
- Bo ludziom nie pasuje, że komuś jest za dobrze, że ktoś ma lepiej od niego. Gdy miałem swoje restauracje, połowa moich kolegów aktorów przestała do mnie przychodzić, żeby tylko nie dać mi zarobić. Jakaś paranoja, chore myślenie. Zbyszek Zamachowski powiedział mi kiedyś, że najmniej ról dostawał po tym, jak otrzymywał Złote Kaczki w Gdyni. U nas w kraju, w polskim show-biznesie rządzą znajomości, układy, o których gdzieś tam mówi Misiek Koterski. Wierzę jednak, że warto żyć. Że warto robić, to co się robi, mimo że świat bywa okrutny i nie raz daje nam kopa w tyłek.

Praca w telewizji, w filmie nie daje poczucia stabilizacji. Masz jakiś awaryjny plan?
- Cały czas robię różne rzeczy, ale nie chcę za bardzo o tym mówić. Handluję, sprzedaję, organizuję eventy. Kiedyś byłem szefem promocji w dużej firmie fonograficznej, która miała pod swoimi skrzydłami Urszulę, Varius Manx, De Mono. Byłem także producentem w największej w Polsce firmie produkującej reklamy. Wciąż zatem obracam się cały czas w tej sferze: między muzyką, marketingiem, promowaniem, produkcją.

Jesteś urodzony w czepku czy jednak musisz walczyć całe życie o swoje?

- Każdy z nas dostaje w swoim życiu jakieś karty. Na początku nie były za dobre. Moimi rodzicami byli dziadkowie. Ojca nie znałem. Widziałem go raz w życiu - w trumnie. Nie miałem rodzeństwa, a więc w zasadzie wszystko, co się działo w moim życiu, zależało ode mnie. Nie jest fajnie wystartować z takiej pozycji. Ale gdy dziś zapytasz mnie, czy jestem szczęściarzem, odpowiem bez zastanowienia: - Tak, oczywiście. Jestem po szczęśliwej transplantacji wątroby, inaczej mój syn nie dożyłby pierwszego roku życia (dziś ma 6 lat). Sam świetnie się czuję. Życzyłbym, żeby każdy z was osiągnął to, co ja osiągnąłem. Gdyby Bóg (w którego wierzę, choć nie jestem katolikiem) chciał mi zrobić krzywdę i nie dałby mi tego czepka, o którym mówisz, dziś nie byłbym tym, kim jestem. Mój dziadek na pewno byłby ze mnie dumny! Niestety już też nie żyje.

Potrafisz żyć bez miłości?
- Nie potrafię. Jestem bardzo wrażliwą osobą. Wszystkie najważniejsze decyzje, które podejmowałem w życiu, podejmowałem z miłości i dla miłości. Kiedyś ktoś zarzucił mi, że mój pierwszy ślub był dla czegoś. Z wyrachowania. Nigdy w życiu! Była to spontaniczna decyzja. Zaproponowałem ślub mojej żonie po dwóch dniach znajomości, będąc jeszcze na Pan - Pani. To było naprawdę prawdziwe, głębokie uczucie.

Jakie kobiety wzbudzają w Tobie największą ciekawość?
- Nie przepadam za blondynkami. Uwielbiam brunetki. Niezbyt wysokie, ciemne włosy, ciemne oczy. Nigdy nie zwracałem uwagi na jakąś przesadną zgrabność, wielkość piersi. Liczy się tylko smukła talia. Uwielbiam kobiety, które szanują same siebie, swoich rodziców, znajomych. Od dłuższego czasu jest ktoś taki w moim życiu (patrz. fot. obok).

A jakie kobiety stymulują Cię do działania?
- Takie, które będą uosabiały moje porównanie: Daj mi 10 czegokolwiek, a ja dam ci 100. Rozumiesz? Mogę dla kobiety gotować, mogę sprzątać, przynieść jej śniadanie do łóżka, ale niech ona też coś da w zamian. Warto mówić także często: Kocham cię, bo życie, miłość, szczęście są bardzo ulotne.

Czego nigdy nie wybaczyłbyś kobiecie swojego życia?
- Zdrady, choć im jest się starszym, tym to pojęcie różnie może być rozumiane. Myślę, że trzeba tutaj brać pod uwagę coś takiego, jak zdrada psychiczna a zdrada fizyczna. Sam uwielbiam być wierny, oddany. Lubię czuć, że nie mogę czegoś, że nie chcę. Brukowce natomiast wykreowały wizerunek Jakimowicza jako wielkiego playboya, który skacze z kwiatka na kwiatek. Nie zmienię już tego. Trudno.

Twoja największa wada?
- Nadwrażliwość. Bardzo łatwo można mnie urazić.

Na co wydajesz zarobione pieniądze?
- Na przyjemności życia, podróże i ciuchy. Nie myśl jednak, że w swojej szafie mam tylko markowe rzeczy typu Prada czy D&G. Stawiam przede wszystkim na oryginalność. Zamawiam dużo rzeczy ze Stanów. Drugą pasją, na którą wydaję pieniądze, to muzyka, płyty. Nigdy nie kupiłbym natomiast jachtu czy domku na jakiejś wyspie, jak kilku moich kolegów. Nie mam takiej potrzeby. W życiu kieruję się zasadą Templariuszy, którą usłyszałem w filmie Pan Samochodzik i Templariusze: Tam skarb twój, gdzie serce twoje.

Jak widzisz zatem siebie za 10 lat?

- Cały czas marzyłem o tym, żeby mieć córeczkę. Łaskawość losu sprawiła, że mam teraz dwie. Nie zapominam także o swoich dwóch wspaniałych synkach, których kocham ponad życie. Ciągle wierzę, że uda mi się związać z kimś na stałe i stworzyć kochającą się rodzinę. Nie chciałem wiązać się z jakąś młodą dziewczyną. Wolałem dojrzałą, doświadczoną kobietę, z którą stworzę związek na troszkę innych zasadach. Nigdy nie tracę nadziei, że będę szczęśliwy!

Dla KrosnoCity.pl
Rozmawiała: Ilona Adamska
Fot. Archiwum prywatne aktora

  • autor: Ilona Adamska

Przeczytaj także

© KrosnoCity.pl 2008 - 2021