Ze względu na charakter pracy PKS bardzo trudno jest spotkać się z całą załogą. Pomimo tego starosta Jan Juszczak podjął próbę bezpośredniego dotarcia do jak największej liczby pracowników. Starosta wraz z dyrektorem – etatowym członkiem Zarządu Powiatu Janem Pelczarem spotkał się (4.07) z przedstawicielami załogi PKS. W czasie spotkania odbywała się rotacja uczestników, łącznie uczestniczyło w nim kilkadziesiąt osób. – Rozwój sytuacji, który jest związany z tym przedsiębiorstwem skłania mnie, żeby porozmawiać, przekazać pewne informacje bez pośrednictwa związków zawodowych – mówił Jan Juszczak.
Następnie zwrócił się do zgromadzonych, którzy w większości należą do związków zawodowych – Nie wy rozmawialiście ze mną, nie wy pisaliście do mnie, tylko wasi przedstawiciele. Mam wrażenie, że nie wszystko jest przekazywane jak należy i dlatego zabiegałem o to spotkanie. Szefostwo związków zawodowych też może w nim uczestniczyć. Byłem nastawiony na rozmowę, ale godzinę temu wpłynęło do mnie pismo sygnowane przez cztery związki – powiedział starosta. Cytował też fragmenty pisma: „Zapowiedział pan starosta, że będzie chciał w miarę możliwości spotkać się z załogą PKS bez pośrednictwa związków zawodowych. Proponujemy więc, żeby nas - związkowców internować, wtedy można spokojnie spotkać się z załogą. Gratulujemy pomysłu.” – Albo wy nie jesteście związkowcami, albo szefostwo uważa się za lepszych od was – komentował starosta – To jest bardzo dobry punkt wyjścia do rozmowy z wami, że mój pomysł był głupi, że chciałem rozmawiać z wami bez pośrednictwa związków. Widzę tu jednego szefa związku, czy ja zabraniam szefom związków uczestnictwa w tym zebraniu? – zwracał się do zebranych.
Starostę szczególnie zbulwersował fragment pisma: „Takich metod nawet komuniści w stanie wojennym wobec nas, pracowników, nie stosowali z taką premedytacją”, – Jeżeli jest gorzej niż w stanie wojennym, za komunistów, to ja jestem w szoku. Ja to przeczytałem niespełna godzinę temu, wróciłem z Rzeszowa i to na biurku zastałem – mówił starosta, a następnie przeszedł do właściwego tematu zebrania – Jako powiat przejęliśmy PKS od Skarbu Państwa, nie dlatego, że myśmy chcieli się wzbogacić jako samorząd powiatu, że chcieliśmy wziąć bogatą, zasobną firmę i na tym zarobić. Dodał też, że powiat po analizach i długim zastanowieniu wcale nie chciał przejmować PKS, w którym nic nie zmieniało się na lepsze. – Wówczas związki zawodowe, te, które teraz piszą o stanie wojennym, bardzo prosiły, zobowiązały się do pewnych działań, żeby tylko powiat przejął. Przejęliśmy PKS nie dla siebie, bo PKS oddział Krosno nie był powiatowi do niczego potrzebny. Mamy swoje zadania, swoje zmartwienia. Patrząc na to, że jeżeli my was nie przejmiemy, to w stanie, jaki był, byliście postawieni w stan upadłości – podkreślał starosta – Skarb Państwa chętnie przekazał PKS powiatowi, wraz ze stratami.
Jan Juszczak podkreślał, że celem działania powiatu było uratowanie firmy i miejsc pracy, żeby PKS przetrwał. – Wiedzieliśmy, ze będą na pewno zwolnienia i ograniczenia, taki był stan rzeczy. Raptem po pół roku, niespełna, na początku w grudniu okazało się, że jest problem już. Powiem szczerze, że byłem bardzo mocno zaskoczony, bo po pół roku okazało się, że problemy sięgają rok, dwa, a niektóre nawet 5 lat wstecz. I teraz raptem mamy te problemy rozwiązać w rok, a wtedy w pół roku – stwierdził starosta Jan Juszczak.
W rozmowie z pracownikami starosta podkreślał, że same związki zawodowe twierdziły, że konieczne będą zwolnienia pracowników – Mam to na piśmie – podkreślał starosta. Początkowo mowa była o 50 osobach, później nawet o ponad 70, co potwierdzali niektórzy z zebranych. – Świadomość tego, że redukcje muszą być, była. Sytuacja finansowa firmy lekko się poprawiła, ale trudno mówić o radykalnej zmianie. Jest w porównaniu z poprzednim rokiem nieduży „plus” – tłumaczył starosta. Z Sali zaprzeczał mu głos: - Nieprawda. Chodziło o jeden z głównych problemów poruszanych na zebraniu, o brak środków w kasie zapomogowo pożyczkowej. Starosta podkreślał, że ma wyliczenia biegłego rewidenta. – To pokazuje obraz, w jakiej kondycji jest firma. Sytuacja nie jest dobra. To nie jest straszenie załogi upadłością. To jest fakt. Dzisiaj wartość akcji przedsiębiorstwa to jest mniej niż zero, patrząc na straty i zobowiązania. Następnie Starosta wyliczył, że gdyby spełnić ekonomiczne postulaty związków, to firma padnie. – Z czego to sfinansować? Zysk jest 30 tyś, ale co to jest za zysk? Wystarczy, że paliwo pójdzie w górę o 10 groszy i już nie ma żadnego zysku – podkreślał starosta, mówiąc, że PKS jest na granicy funkcjonowania i ma z tego powodu problemy z uzyskaniem kredytu. – Chciałbym, żebyście zarabiali i pracowali, ja z powiatu na to nie dam. Daliśmy milion i to jest wszystko – podkreślał.
Pusta kasa pożyczkowa
Jednym z głównych problemów poruszonych na zebraniu były pustki w kasie zapomogowo – pożyczkowej. Starosta stwierdził, że jest to fundusz „przejedzony” przez poprzedni zarząd. Temu nikt nie zaprzeczał. – O tym nie poinformował nas tamten zarząd, ani związki zawodowe, które piszą, że „się na to zgodziły”. Myśmy przejmując firmę o tym nie wiedzieli, że kasa zapomogowa jest wyczyszczona i że fundusz pracowniczy jest wyczyszczony. Teraz ten zarząd ma to uregulować w przeciągu pół roku? – mówił starosta. Tymczasem prezes zobowiązał się do wpłaty do kasy zapomogowo – pożyczkowej „co najmniej 60 tysięcy zł. miesięcznie”, w celu wyrównania braków, co wytykał na spotkaniu jeden z pracowników PKS. Tymczasem z przedstawionych liczb wynika, że bardzo rzadko prezes spełnia to zobowiązanie. Owszem, są wpłaty powyżej 60 tyś (najwyższa około 72 tyś), ale większość wpłat jest o wiele niższa, po kilkanaście tysięcy, lub jeszcze mniej. Jan Pelczar uspokajał, że do końca roku zostanie to wyrównane. Na spotkaniu poinformowano jednak, że sprawa jest już w prokuraturze.
Do tego doszedł jeszcze zarzut „przywłaszczenia” kwoty ponad 3 tyś złotych za maj i czerwiec. – On nam wpłacił 15 tyś. za maj i za czerwiec, a kwota jaka została ściągnięta od pracowników to ponad 18 tysięcy – mówił jeden z kierowców – Kasa nie jest bankiem, żeby kredytowała PKS – podkreślał. Tymczasem już poprzedni zarząd wykorzystał pracowniczą kasę zapomogowo – pożyczkową jak źródło „taniego kredytu” dla firmy, pozostawiając w niej pustki i straty. – To są pieniądze dla pracowników, są osoby, które teraz tych pieniędzy potrzebują, a ich nie ma. Nie ma się co śmiać – mówił zbulwersowany. – Pan masz zajęcie z tego powodu, bo chodzisz na policję i do prokuratury – ripostował Jan Pelczar – Pan mnie teraz obraża – odpowiedział kierowca – 98% głosowało za przejściem pod starostwo i teraz chyba tego żałują – stwierdził. Starosta Jan Juszczak poprosił o dostarczenie listy osób, którym nie udało się uzyskać pożyczki z kasy. Jan Pelczar podkreślał, że w miarę możliwości pożyczki będą udzielane i w tej sprawie doszło już do porozumienia prezesa ze związkami zawodowymi. – Ta kasa powinna być, nie ma o czym gadać. Tylko pytanie, dlaczego dopuściliście, żeby ona była pusta? Dlaczego nie powiedzieliście, jak to przejmowaliśmy? – mówił starosta.
Odwołać prezesa
Starosta stwierdził, że nie ma żadnych podstaw do odwołania prezesa. Jego zdaniem, żadne zarzuty podnoszone wobec prezesa nie znajdują potwierdzenia, nie są poparte konkretami, które przekonywałyby starostę do zmiany prezesa. W odpowiedzi na zarzuty podnoszone w piśmie od związków zawodowych, jakoby pomiędzy powiatem, a prezesem istniał „układ”, dyrektor Jan Pelczar wtrącił, że prezes wybrany był jeszcze przez poprzednią radę nadzorczą. – Nie ma żadnego układu – podkreślał starosta. - Jeżeli prezes zrobiłby jakiś przekręt, np. w zakresie finansów, to byłbym pierwszy, żeby zareagować, a nawet donieść do prokuratury – powiedział starosta Jan Juszczak. Zdaniem starosty zmiana prezesa nie stanowi rozwiązania problemów.
Wiele innych spraw
W rozmowach starosty z pracownikami poruszano wiele innych spraw i problemów PKS. Pracownicy zwracali się do Jana Juszczaka z codziennymi bolączkami. Jan Pelczar podkreślał jednak, że groźba strajku w niczym nie pomaga, sprawia, że firma jest zagrożona i ma problemy z uzyskaniem kredytu. – Komu wy pomagacie? – pytał Jan Pelczar - Ja się dziwię tylko związkom, bo który prywaciarz przyjmie szefa związku zawodowych? Bo was weźmie, bo jesteście fachowcami. A szef związku pójdzie ostatni gdzieś do pracy albo będzie się w Urzędzie Pracy rejestrował – mówił Jan Pelczar. W czasie spotkania stwierdzono, że celem działania starosty zmierzają do utrzymania miejsc pracy (około 200) i PKS Krosno. Na zakończenie spotkania starosta podziękował pracownikom, za to że mimo trudnej sytuacji w jakiej się znaleźli, spotkanie przebiegało w spokojnej i konstruktywnej atmosferze. Zadeklarował, że już w sierpniu br. odbędzie się kolejne z udziałem załogi i prezesa zarządu.
Piotr Dymiński
Fot. Piotr Dymiński, archiwum