Nieudana próba podwyżki i zerwane obrady
Podczas sesji 26 listopada radni zajmowali się projektem uchwały zakładającej wzrost opłaty za odbiór odpadów z 33 do 36 zł od osoby. Ta propozycja nie uzyskała poparcia. W odpowiedzi pojawił się wariant kompromisowy – podwyżka o 2 zł – jednak i on nie doprowadził do rozstrzygnięcia.
Po ogłoszeniu przerwy, przeznaczonej na zapoznanie się z nowym projektem, część radnych zaczęła formalnie opuszczać salę obrad. Wśród nich znaleźli się m.in. Paweł Krzanowski, Janusz Hejnar, Wojciech Byczyński, Tomasz Józefowicz, Tomasz Zajdel oraz Gabriel Zajdel, Agnieszka Raś. Tomasz Soliński nie wrócił na salę po przerwie. Wcześniej nieobecni byli już Adam Przybysz i Małgorzata Szeliga. W końcowym momencie z sali wyszedł także Kazimierz Mazur, a następnie Daria Balon. Ostatecznie liczba radnych spadła poniżej wymaganego minimum, co uniemożliwiło dalsze głosowania z powodu braku kworum.
Zobacz: Przepchać podwyżkę za śmieci „tylnymi drzwiami”? Radny komentuje [FILM]
Radny Paweł Krzanowski o kulisach procedowania
Do wydarzeń z sesji odniósł się przewodniczący klubu PiS Paweł Krzanowski. W swojej wypowiedzi podkreślał, że sposób wprowadzania projektu budził jego sprzeciw. - "Podczas ostatniej sesji Rady Miasta prezydent próbował „tylnymi drzwiami” wprowadzić uchwałę dotyczącą podwyżki opłat za śmieci. Zobaczcie sami, jak to wyglądało."
Jak dodał, zgodę na taki tryb procedowania wyrazili przewodniczący Rady oraz jego zastępczyni, jednak mimo to inicjatywa nie została ostatecznie przegłosowana.
Urząd: listopad był kluczowy
Po fiasku sesji magistrat opublikował obszerne wyjaśnienia. Urzędnicy podkreślili, że listopad był ostatnim miesiącem, w którym uchwała mogła zostać przyjęta z mocą obowiązującą od 1 stycznia 2026 roku. Przyjęcie jej dopiero w grudniu oznaczałoby przesunięcie terminu wejścia w życie na 1 lutego, co – zdaniem urzędu – generuje dodatkowe koszty administracyjne, m.in. związane z koniecznością osobnego doręczania zawiadomień o nowych stawkach.
Według wyliczeń miasta, całkowity koszt systemu gospodarowania odpadami w 2026 roku ma wynieść około 15,9 mln zł. Największą część tej kwoty stanowią koszty zagospodarowania odpadów (blisko 60 proc.) oraz ich odbioru i transportu (ponad 34 proc.). Pozostałe wydatki to administracja, edukacja ekologiczna i inne działania towarzyszące.
Czy podwyżka rzeczywiście jest nieunikniona?
Z analizy urzędu wynika, że aby system się bilansował, konieczne byłoby podniesienie stawki o 3 zł od początku 2026 roku. Utrzymanie obecnej opłaty oznaczałoby – według magistratu – dopłatę z budżetu miasta w wysokości co najmniej 1,34 mln zł, nawet przy założeniu spadku ilości odpadów po wprowadzeniu systemu kaucyjnego. Urzędnicy wskazują również na dodatkowe straty sięgające ponad 74 tys. zł za każdy miesiąc opóźnienia we wprowadzeniu nowych stawek.
Jednocześnie urząd przekonuje, że krośnieńskie opłaty nie odbiegają znacząco od tych obowiązujących w podobnych miastach, takich jak Sanok czy Jasło, a także w okolicznych gminach. Kluczowym argumentem ma być wysoki standard usług: częste odbiory, system pojemnikowy, mycie i dezynfekcja pojemników oraz szeroka dostępność PSZOK-u.
Krytyka „urzędowej propagandy”
Tę narrację zdecydowanie kwestionuje radny Paweł Krzanowski. Odnosząc się do materiałów opublikowanych przez miasto, nie szczędził ostrych słów.
Radny Paweł Krzanowski odnosząc się do argumentów przedstawionych w materiale przygotowanym przez urząd zaznacza, że: - Jest to istna propaganda Urzędu, jak za czasów „Trybuny Ludu”, na którą podczas ostatniej listopadowej sesji rady powoływał się w swojej wypowiedzi prezydent Piotr Przytocki odpowiadając radnej Agnieszce Raś. Worki na śmieci mieszkańcy mogą sobie kupić sami, również te do odpowiedniej segregacji, koszty nie są duże, w stosunku co do ich ilości. Pojemnik na odpady również mieszkańcy mogą zakupić w ramach własnego domowego budżetu. 120 litrowy kosztuje niespełna 118 zł, będzie służył nie miesiąc, a na lata. Z PSZOK korzystają nie tylko mieszkańcy Krosna, ale też mieszkańcy sąsiednich gmin. Oni również powinni utrzymywać w odpowiedniej kwocie tą „instytucję”.


Wypowiedź ta podważa kluczowy argument urzędu, jakoby obecny standard usług automatycznie uzasadniał wzrost opłat, i wskazuje na możliwość przeniesienia części kosztów poza system gminny.
Do sprawy odniósł się również radny Gabriel Zajdel: - Wyszedłem z obrad, bo nie zgadzam się ani na kolejne podwyżki opłat dla mieszkańców, ani na sposób ich procedowania. Po raz drugi w trakcie jednej sesji próbowano wprowadzić podwyżkę za odbiór odpadów, a do tego pojawiły się deklaracje, że „większość jest” i uchwała i tak przejdzie. Tak nie powinno wyglądać podejmowanie decyzji o pieniądzach mieszkańców. Rada Miasta nie jest maszynką do głosowania. O tak ważnych sprawach trzeba rozmawiać spokojnie, transparentnie i zgodnie z procedurami, a nie pod presją czasu i politycznego liczenia głosów. W sytuacji, gdy mieszkańcy już dziś ponoszą coraz wyższe koszty życia, dokładanie im kolejnych opłat bez rzetelnej analizy alternatyw jest dla mnie nie do zaakceptowania.
Drożej nie tylko za śmieci
Warto dodać, że podczas tej samej sesji radni zdecydowali o podwyższeniu podatku od nieruchomości. Nowe stawki, które wejdą w życie 1 stycznia 2026 roku, wzrosną od około 5 do 13 procent – w zależności od rodzaju nieruchomości. Decyzja zapadła minimalną większością głosów po burzliwej debacie.
Zobacz: Krosno podnosi podatki od nieruchomości. Burzliwa dyskusja i zmiana decyzji
Polityczne konsekwencje sesji
Listopadowe wydarzenia miały także skutki personalne. Po sesji radna Agnieszka Raś opuściła klub Samorządne Krosno Piotra Przytockiego. Jak tłumaczyła, jej decyzja dojrzewała od dłuższego czasu, jednak to przebieg sesji i wydarzenia po niej przesądziły o rozstaniu z klubem, z którego linią działania nie chciała się już utożsamiać.
Zobacz:
- Radna Agnieszka Raś odchodzi z Klubu Samorządne Krosno i deklaruje pełną niezależność
- Odpowiedź tylko od przewodniczącej w sprawie odejścia radnej Agnieszki Raś. Pozostali radni klubu milczą
Spór o opłaty za odpady w Krośnie pokazuje, że poza tabelami i wyliczeniami liczy się także zaufanie do sposobu podejmowania decyzji. Nawet jeśli urząd przekonuje o konieczności podwyżek, to kontrowersje wokół procedury i alternatywne głosy radnych sprawiają, że pytanie „czy naprawdę musi być drożej?” pozostaje wciąż otwarte.







































